Doskonałe 3 miejsce w SOPOT MATCH RACE – Relacja z regat

W tych regatach wystartowałem po raz kolejny gościnnie, dzięki zaproszeniu Przemka Tarnackiego, który ponownie zorganizował wspaniałe wydarzenie żeglarskie na bardzo wysokim poziomie sportowym i organizacyjnym. W tym roku do Sopotu przyjechały 3 teamy z pierwszej i  5 z drugiej dziesiątki rankingu. Większość z nich regularnie ściga się w World Match Race Tour. Była to zdecydowanie najmocniejsza i najbardziej wyrównana obsada tych regat odkąd biorę w nich udział.

Moje przygotowanie ograniczyło się tylko do jednego sparingu z załogą Przemka, który odbyłem  trzy dni przed rozpoczęciem regat. Z Markiem Stańczykiem i Dominikem Niśkiewiczem żeglowałem wspólnie rok temu, a z Michałem Szmulem po raz pierwszy.

Konfrontacja z tak doświadczonymi zespołami może być bardzo bolesna czego doświadczyliśmy  w pierwszych wyścigach. Uczucie to znaliśmy z poprzedniego roku, kiedy  w pierwszej serii Round Robin mieliśmy negatywny bilans 2:6, by później wygrać wszystkie pozostałe pojedynki RR 2, wygrywając  pierwszą fazę rywalizacji.

W tych regatach format był nieco trudniejszy, bo po rozegraniu tylko jednej RR,  miały odbyć się wyścigi ćwierćfinałowe.  W pierwszym dniu regat zakończonym bilansem 3:3 walczyliśmy nie tylko z rywalami, ale przede wszystkim z ,,dziurawym’’ wiatrem,  manewrami i komunikacją. Drugiego dnia zanotowaliśmy cenne zwycięstwa z Morvanem i Ferrarese, dające nam 5 miejsce i awans do ćwierćfinałów, w których zmierzyliśmy się duńską załogą Eblera, sklasyfikowaną na 9 miejscu w rankingu. Pokonaliśmy go 3:1, co w zmiennych warunkach słabo wiatrowych nie było łatwym zadaniem.

Dni ,,w biurze’’ były niezwykle długie, praktycznie o 9.00 wychodziłem z hotelu, a wracałem około 19.00. Trochę odwykłem od żeglowania sporej ilości krótkich i intensywnych wyścigów  każdego dnia, a zmęczenie i brak 100% koncentracji wpłynęły negatywnie na wynik pojedynków półfinałowych z nowozelandzką załogą Lauriego Jury. Pierwsze trzy wyścigi odbyły się przy bardzo słabym wietrze, zaraz po zakończeniu ćwierćfinałów. Wygraliśmy pierwszy po zaciekłym odpieraniu ataków bardzo doświadczonej załogi, by w drugim tuż przed metą oddać prowadzenie po błędzie wynikającym z mojego zmęczenia i braku odpowiedniej komunikacji. Trzeci też wygrali Kiwi i z bilansem 1:2 zakończyliśmy przedostatni dzień rywalizacji.

W niedzielę w końcu powiało trochę mocniej, ale za to od brzegu. Górna boja ustawiona prawie na plaży tuż przed Sheratonem zwiastowała nieprzewidywalny przebieg wydarzeń.

W porannym pierwszym pojedynku wygraliśmy start i prowadziliśmy już ze sporą przewagą, do momentu kiedy nasz rywal dostał jedyny taki ,,szkwał dnia’’ ze zmianą ponad 30 stopni, co umożliwiło mu odrobienie prawie 100 metrowej straty. Górny znak okrążyliśmy tuż za nim i na kursie z wiatrem, kiedy doprowadziliśmy do ,,splitu’’ wszystko wskazywało na to, że on stanie bez wiatru, a my pożeglujemy w kierunku boi w szkwałach idących w naszym kierunku. Niestety nagle znikąd Nowozelandczycy dostali ponownie potężne uderzenie wiatru i ze sporą przewagą wygrali wyścig dający im awans do finału.

Po krótkiej przerwie ruszyliśmy do boju o miejsce 3,  a walczyliśmy o nie ze szwajcarską załogą Monina, zwycięzcy Sopot Match Race sprzed kilku lat. Żeglowaliśmy bardzo dobrze i wykorzystując idealnie częste zmiany wiatru nie daliśmy żadnych szans tej doświadczonej załodze. W dwóch wyścigach zdominowaliśmy fazę przedstartową i mieliśmy też dużo lepszą szybkość jachtu, co nigdy nie przeszkadza :) .

Regaty wygrała po raz 3 załoga Pierra Morvana pokonując w finale 3:0 załogę Kiwi, którzy najwyrażniej wykorzystali limit szczęścia w pojedynkach z nami.

Pozdrowienia,
Karol Jabłoński

Ten wpis został opublikowany w kategorii Match Race. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Możliwość komentowania jest wyłączona.