Tytuł Mistrza Europy obroniony

Silny wiatr wiejący już w nocy z czwartku na piątek utworzył na jeziorze bardzo wysokie i zbite zaspy uniemożliwiające przeprowadzenie dalszych wyścigów.  Ja co prawda ,,wyleciałem” na kilkanaście minut, ale na potrzeby ekipy telewizyjnej kręcącej reportaż o sportach ekstremalnych, do których bojery bez wątpienia się zaliczają. Muszę się przyznać, że w tak ciężkich warunkach jeszcze nie latałem. Po zrobieniu kilku ,,najazdów” na chłopaków z kamerami stojących na środku jeziora wróciłem szczęśliwie z powrotem. Była to bardzo wyczerpująca i ryzykowna sesja zdjęciowa, bo twarde zaspy wyhamowywały mocno rozpędzonego bojera prawie do zera i łatwo było stracić kontrolę.   Potrzebowałem sporo czasu, aby wyrównać tętno…
po spakowaniu sprzętu pojechałem na zakończenie mistrzostw, a potem udałem się w powrotną podróż do Olsztyna, która była bardziej ekscytująca niż moje poranne żeglowanie w zaspach, które utworzyły się na drogach.   Samochody powywracane na dachach w rowach, po prawej i lewej stronie, na poboczach.  Niebieski golf jadący z przeciwka wjechał ze sporą prędkością w zaspę i zaczął się kręcić. Jakimś cudem nie wbił się w moją przyczepę ze sprzętem. Horror !!! ludzie jeżdżą jednak bez wyobraźni i przeceniają swoje umiejętności. Brak im przede wszystkim umiejętności przewidywania sytuacji, którą większość bojerowców ma opanowaną do perfekcji i dlatego podczas wyścigów jest relatywnie mało kolizji.
Te Mistrzostwa Europy były dla mnie bardzo trudnymi i wyczerpującymi regatami.  Po doskonałym pierwszym dniu regat, który kosztował mnie bardzo dużo sił i energii dopadła mnie grypa, którą starałem się w skuteczny sposób opanować. W dniu przeprowadzki zamiast pojechać na jezioro Siemianowskie udałem się od razu do hotelu a dokładnie do Gościńca Bojarskiego, gdzie po szybkim lunchu wskoczyłem do łóżka. W nocy kilka razy zmieniałem t- shirty i rano było już zdecydowanie lepiej, ale z kolei zacząłem odczuwać dobrze znany mi ból dolnej partii pleców. Wiedziałem, że nie jest dobrze i że doszedł jeszcze jeden bardzo groźny przeciwnik. Ale musiałem ten dzień jakoś przetrwać, nie było wyjścia. Najgorsze są długie przerwy między wyścigami, w których bardzo trudno jest utrzymać elastyczność mięśni i praktycznie niemożliwe jest ich odpowiednie rozgrzanie przed startem.
Taka ,,sztywność” nie pomaga w szybkim bieganiu, tym bardziej, jeżeli ma się do tego problemy z Achillesem :) Mimo tych przeciwności udało mi się wyjść z tej nierównej potyczki obronną ręką. Co prawda 10 miejsce w 1 wyścigu dodało trochę ,,pikanterii” do rywalizacji ale wygrany drugi wyścig przywrócił ponownie więcej,,spokoju” do niej. Piszę o tym z mojego punktu widzenia :) .
Do portu wróciliśmy tuż przed zachodem słońca. Całe szczęście, że Jurek, ojciec naszych utytułowanych braci Zakrzewskich poholował mnie swoim quadem, co również uczynił na Niegocinie. Dziękuję jeszcze raz za pomoc.
Wieczorem chodziłem już jak Quasimodo i ledwo dotarłem do łóżka. Maciej nakleił mi plastry i po kolejnej ,,gorącej” nocy rano w piątek byłem znowu ,,na chodzie”.
Wiek coraz bardziej daje znać o sobie i jak powiedział mój kolega lekarz, że muszę się do różnego rodzaju bólu przyzwyczaić i zacząć brać odpowiednio wcześnie tabletki, których ja nie jestem wielkim przyjacielem. Teraz kiedy piszę ten artykuł doskonale czuję moje plecy, ale najwyraźniej jest to już standard po regatach bojerowych.
Jest to mój 5 tytuł Mistrza Europy a już w roku 1985 zdobyłem srebrny medal tych mistrzostw. To było 28 lat temu… Do tego dochodzi jeszcze 7 złotych i 4 srebrnych medali mistrzostw świata, dwa złote Mistrzostw Ameryki Północnej i jeszcze więcej Mistrzostw Polski i innych krajów.  Całkiem niezły dorobek jak na chłopaka z Tałt :)
pozdrawiam
Karol
Foto: Jerzy Zakrzewski

Foto: Jerzy Zakrzewski

Foto: Jerzy Zakrzewski

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bojery. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Możliwość komentowania jest wyłączona.