Louis Vuitton Cup – półfinały – dzień 4

Karol JablonskiDzisiejszy wyścig pokazał, że z teamem New Zealand będzie trudno wygrać, jeżeli oni nie zrobią jakiegoś błędu.

Plan był podobny jak w wyścigu 3, start na lewym halsie i żegluga w prawą stronę, która wyglądała lepiej. W fazie przedstartowej nie miałem okazji, aby agresywnie zaatakować rywala. Jedyne co mi zostało, to realizacja planu taktycznego. Po starcie oba jachty żeglowały w prawą stronę, my po zawietrznej stronie rywala i wszystko wyglądało bardzo dobrze (animacje komputerowe, bardzo często podają błędny dystans między jachtami). Chyba trochę za mocno wierzyliśmy w tą prawą stronę, bo wiatr skręcił o 2 stopnie w lewo co radykalnie zmieniło sytuację między jachtami. Na pierwszym crossie kiwi zrobili tzw. lee bow, czyli wykonali zwrot przez sztag po zawietrznej, a my musieliśmy się „odłożyć”. Wykonywaliśmy serię zwrotów ale na każdym z nich jacht rywali zarabiał około 2 -4 m. Nasze zwroty były dobre, ale oni robili je lepiej. Na pewno ma to dużo wspólnego z kształtem kadłuba, ale i też z techniką ich wykonywania. Nasza jest na prawdę dobra, cały czas staramy się ją polepszyć, ale oni są odrobinę lepsi. Nie ma co ukrywać, ścigamy się z jednym z najlepszych teamów w historii Pucharu Ameryki, walcząc o każdy metr.
Górny znak okrążyliśmy ze stratą około 25 sekund i na kursie z wiatrem próbowaliśmy zaryzykować, aby ten dystans zmniejszyć. Niestety przewaga rywala zwiększyła się do około 35 sekund. Do końca wyścigu kiwi żeglowali bardzo konsekwentnie, nie zostawiając nam żadnej szansy na ich wyprzedzenie.
Jutro mamy następną szansę.

W drugim półfinale Luna Rossa wygrała ponownie z BMW Oracle. W amerykańskim teamie musi być bardzo gorąco… ciekawe kiedy ta beczka prochu eksploduje…

Pozdrowienia,
Karol

Ten wpis został opublikowany w kategorii 32. Puchar Ameryki. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Możliwość komentowania jest wyłączona.