Przez ostatni tydzień miałem możliwość obserwowania rywalizacji podczas mistrzostw świata w klasie Nacra, które odbywały się w Marsylii na przyszłym akwenie olimpijskim.
Pogoda ekstremalna, tym razem bardzo dużo deszczu, burze i silny wiatr a potem bardzo słaby. Z zaplanowanych 20 wyścigów rozegrano 12, a dni w ,,biurze’’ były długie, bo każdego dnia planowano rozegranie 4 wyścigów.
W mistrzostwach tych wystartowało ponad 80 załóg, w tym dwie z Polski. Ja przyjechałem na nie bardzo nieoczekiwanie, bo dwa dni przed ich rozpoczęciem zadzwonił do mnie Thomas Friese z prośbą abym ,,zaopiekował’’ się jego synem, bo ich dotychczasowy trener zachorował. Są ludzie, którym w życiu zawdzięcza się dużo i im się nie odmawia. Tak jest w przypadku Thomasa, który umożliwił mi wejście w świat żeglarstwa zawodowego. W latach dziewięćdziesiątych świętowaliśmy wspólnie wiele sukcesów.
To były trudne i wyczerpujące regaty dla wszystkich. Problem polega na tym, że po 4 długich wyścigach, wieczorem nie można nawet zrobić dobrej analizy, bo po prostu za dużo się wydarzyło i młodzi zawodnicy nie są w stanie zidentyfikować poprawnie omawianych sytuacji, w czym dodatkowo przeszkadza jeszcze spore zmęczenie fizyczne. Silas i Levke byli jednymi z faworytów tych mistrzostw i po pierwszych dwóch wyścigach wszystko wyglądało OK, bo zajęli miejsca 1 i 3. W następnych dwóch nie mieli już absolutnie szybkości, wiatr osłabł i ich katamaran wyglądał ciężko na wodzie. Finiszowali za dwudziestką… Na brzegu okazało się, że w każdym kadłubie jest więcej niż 15 litrów wody. Przyczyną była nieszczelność w skrzynce mieczowej oraz okuciach do steru. Okazało się, że w Hamburgu niezbyt fachowo dokonano prac związanych z przygotowaniem Nacry 15 do żeglowania na foilach, bo tutaj po zakończeniu się tych regat odbyły się mistrzostwa świata w ,,latających’’ Nacrach 15.
Na tych zdjęciach widać wyraźną różnicę w kształcie profilu grota. Silas z Levke byli bardzo szybcy. Nasza załoga ma dużo głębszego grota.
Następnego dnia było już odrobinę lepiej, ale widoczny był brak koncentracji oraz oznaki rezygnacji, bo z szybkością nie było najlepiej. W pływakach ponownie była woda… Po wyścigach pompowaliśmy powietrze do kadłubów i okazało się, że jest rozwarstwienie gdzieś w skrzynkach mieczowych…
Jak po takich dwóch dniach zmotywować do dalszej walki młodą załogę, która straciła już szanse na medal ? Co zrobić aby nie stracili entuzjazmu i nie chodzili z opuszczonymi głowami. Znalezienie odpowiedzi na te pytania było moim głównym zadaniem. Czy się udało? z całą pewnością tak. W środę wiało ponad 40 węzłów i Marsylię zalało, samochody topiły się na drodze, paraliż…
W czwartek nie było szału, ale Silas z Levke żeglowali poprawnie, z wyjątkiem startów… Natomiast w tych słabo i średnio wiatrowych warunkach widać było wyraźnie, że nie są wystarczająco szybcy. A kadłuby w środku były suche
. Na ostatni dzień regat, w którym przy słabym wietrze rozegrano 3 wyścigi finałowe zmieniliśmy ustawienie masztu i w końcu ruszyli… wygrywając ostatni wyścig awansowali z 14 miejsca na 6 !!! Dziwili się, że taka mała zmiana może zrobić tak kolosalną różnicę i zadawali sobie pytanie dlaczego do tej pory tego nie wypróbowali …
W sobotę i niedzielę zabrakło wiatru, aby rozegrać w normalnych warunkach mistrzostwa świata na foilach. Silas i Levke na pewno zrewanżowaliby się co pomogłoby im odrobinę szybciej ,,zagoić rany’’ po poprzednich regatach. Najważniejsze, że po tych 10 trudnych dniach moja załoga wracała do domu zadowolona. Thomas i ja również.
pozdrowienia z Łupstycha