Mistrzostwa świata odbyły się na jeziorze Kegonsa koło Madison – Wisconsin, gdzie dokładnie 6 lat temu wygrałem te regaty – wtedy miałem 55 lat…
Rozegraliśmy 6 trudnych i wyczerpujących wyścigów. Pierwszy w niedzielę i ostatni we wtorek przy bardzo słabym, szkwalistym i zmiennym w kierunku wietrze, gdzie oprócz umiejętności trzeba było mieć dużo szczęścia. Poniedziałek był dla mnie najbardziej wyczerpującym dniem jaki pamiętam. 4 długie wyścigi przy wietrze 6-8 m/s, bardzo duże szybkości na lodzie pokrytym zmarzniętymi zaspami tworzącymi bardzo wyboistą powierzchnię kosztowały mnie ekstremalnie dużo sił. W ostatnich dwóch wyścigach zrobiłem dwa błędy, których przyczyną było najwyraźniej duże zmęczenie, nie zdarzały mi się do tej pory… Wiedziałem doskonale, że strata 3- 4 punktów w tak wyrównanej stawce będzie ,,bolesna’’ w końcowej klasyfikacji.
Matt Struble i Robert Graczyk żeglowali najrówniej tego dnia i wysunęli się na prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Ja i tak byłem zadowolony z moich miejsc, bo w podobnych warunkach wietrznych i lodowych panujących na ostatnich regatach w Estonii nie mogłem nawiązać równorzędnej rywalizacji z moimi kolegami z reprezentacji.
Dokładnie 30 lat temu w USA na jeziorze Geneva zdobyłem po raz pierwszy tytuł vice mistrza świata, ten jest szóstym w kolekcji do której należy dodać 12 tytułów mistrzowskich. Piękna kariera, która powoli dobiega końca… nadszedł czas zmienić podejście do tego pięknego ale bardzo wyczerpującego fizycznie sportu.
W piątek wracam do Polski, w końcu…
Pozdrowienia z Madison