MEDCUP Barcelona – dzień ostatni

W ostatnim dniu regat sporo się działo na wodzie i to mimo tego, że odbył się tylko jeden wyścig. Różnica punktowa między wieloma jachtami w środku stawki była mała i sporo się mogło zmienić. Artemis miał jeden punkt przewagi nad ETNZ i dla nich to był decydujący pojedynek o zwycięstwo.
Po długim oczekiwaniu na wiatr, jego siła powoli zaczęła się powoli stabilizować i w fazie przedstartowej  dochodziła do 11 węzłów.  Zgodnie z prognozą pogody wszyscy spodziewali się sporej zmiany wiatru z lewej strony  i w fazie przedstartowej zespoły miały podobny plan do zrealizowania. My wystartowaliśmy idealnie  spod boi, a nad nami Artemis i inne jachty, z których większość była zmuszona zrobić zwrot przez sztag i pożeglować w prawą stronę trasy. Wszystko wyglądało pięknie przez pierwsze kilka minut po starcie do momentu, kiedy wiatr zaczął przybierać na sile i zmieniać cyklicznie kierunek w prawo. Bribon, który zaraz po nieudanym starcie jako pierwszy zrobił zwrot prowadził ze sporą przewagą, a my byliśmy na końcu. ETNZ miał sporą przewagę nad Artemisem i losy zwycięstwa w tych regatach wydawały się  być przesądzone. Jeszcze na pierwszej halsówce rozwiało się do 18 – 20 węzłów, czego nikt się nie spodziewał a surfowanie  z wiatrem na sporej fali wymagało idealnej ale zarazem morderczej pracy grinderów. Jest to kurs, który daje możliwość odrobienia sporych strat, ale niestety nasz jacht nie ślizga się po  falach tak szybko jak inne. Mimo tego, że wyciskaliśmy tzw. maxa z naszej maszyny, to nie odrobiliśmy strat i okrążyliśmy dolną boję na 9 pozycji. W przeciwieństwie do nas, Artemis frunął w tych warunkach na genakerze i awansował o kilka pozycji, mając jednak sytuację protestową z argentyńskim Matadorem, na którym dyrygują bardzo utytułowani Włosi, Francesco Bruni i Vasco Vascotto. Kiwi z kolei złapali worek plastikowy na kilu i zaczęli płynąć dużo wolniej. Uniemożliwiło im to odparcie ataku Artemisa, który na ostatnim kursie z wiatrem pożeglował dużo szybciej w stronę mety i ukończył wyścig na 2 miejscu!!!   My z kolei walczyliśmy o 8 miejsce z Bigamistem i Cristabellą.  Surfując  prawym halsem  odrobinę powyżej boi ograniczającej linię mety, nasz navigator popełnił spory błąd określając niewłaściwie dystans do  niej. To spowodowało, że  zamiast klasycznej sytuacji prawy – lewy z Cristabellą, musieliśmy wykonać bardzo szybki, zwrot przez rufę, by dać dla niej miejsce na boi jako jachtowi wewnętrznemu. Faktem jest, że linia mety zostało przesunięta i była bardzo wąska, ale gdybyśmy żeglowali sami, to po prostu pożeglowalibyśmy powyżej finiszu…. Do tego nasz genaker musnął delikatnie maszt rywala, o czym dowiedziałem się dopiero na brzegu…  W związku z tym, że został złożony protest i nie widziałem możliwości wygrania go, jedyną rozsądnym wyjściem dla nas było zgłoszenie wycofania się z wyścigu. Otrzymane 12 punktów zrzuciło nas na 10 miejsce w punktacji generalnej i wzbudziło spore dyskusje w szefostwie nad wolą zmian personalnych w zespole.
Paul Cayard i jego Artemis wygrał te regaty, ale cieszyć mógli się dopiero po usłyszeniu pozytywnego dla nich wyniku protestu złożonego przez załogę Matadora za zaistniałą sytuację na pierwszym kursie z wiatrem.
Zapytałem Paula o zmiany dokonane od ostatnich regat w Marsylii, w których byli ostatni. Odpowiedź była w miarę krótka, nic szczególnego, po prostu to była ich impreza. Żeglowali szybko a do tego wszystko im wychodziło. U  nas  to wyglądało odwrotnie, nie byliśmy szybcy a do tego wiele rzeczy mogliśmy zrobić dużo lepiej. Teraz czas na dokładną analizę i przygotowanie się do następnych regat w Cartaginie, które odbędą się pod koniec sierpnia.

pozdrowienia już z Łupstycha,

Karol Jabłoński

Ten wpis został opublikowany w kategorii MedCup. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Możliwość komentowania jest wyłączona.