Cartagena – Audi MedCup 2010

Cartagena – dzień ostatni regat, w którym rozegraliśmy 3 wyścigi w  trudnych do rozszyfrowania warunkach pogodowych. Sztuką było dobre uplasowanie jachtu w takim miejscu, aby później przez dłuższy okres czasu profitować z korzystnego prądu i cyklicznie zmieniającego się kierunku wiatru. Nam udało się to w wyścigach 2 i 3, w których finiszowaliśmy na drugim i czwartym miejscu, dającym nam awans na 6 miejsce w punktacji generalnej.

W pierwszym, kiedy pożeglowaliśmy w prawą stronę trasy, dosłownie o 100 metrów za wcześnie zrobiliśmy zwrot na prawy hals, który miał nas doprowadzić do górnej boi. ETNZ, którego „przepuściliśmy” przed dziobem „przełożył” się na prawy hals dosłownie 30 sekund później, ale to im wystarczyło, by wszyscy rywale przeszli im za rufą. My utknęliśmy w walce o miejsce pod koniec stawki a wszystko tak super wyglądało… Byliśmy lekko sfrustrowani takim obrotem sprawy, do tego zniszczeniu uległ tzw. deckman, czyli ekran – komputer, na którym nawigator ma wszystkie informacje dotyczące pozycji jachtu na trasie regat, czasu do poszczególnych boi, kierunku i siły prądu, itd. W fazie przedstartowej otrzymywane informacje o lay line do znaku lub statku komisji regatowej oraz czasu do linii startu pomagają mi odpowiednio uplasować jacht, tak aby wystartować poprawnie.
W wyścigu drugim naszym celem było wygranie tzw. pinu, czyli startu spod boi, ponieważ chcieliśmy pożeglować w lewą stronę trasy, która wydawała nam się korzystna. Zadanie to wykonałem idealnie i poprawna żegluga bez większych błędów (W KOŃCU !!!!) dała nam bardzo dobre 2 miejsce.
Przed ostatnim wyścigiem mieliśmy 0,5 punktu straty do królewskiego Bribona i 3.5 do Luna Rossy. Musieliśmy popłynąć dobry wyścig, aby mieć szansę na awans. Nie było tu mowy o jakimś match racingu lub krótkim kryciu rywala. W tak ciasno ścigającej się flocie jachtów każdy dodatkowy manewr, strata kilku metrów, pozbawia szansy na czołową lokatę. A przecież najłatwiej żegluję się się z przodu :) . Ponownie wygrałem pin, ale tym razem przekraczając linię startu nasz jacht nie miał optymalnej szybkości. Do tego, w przeciwieństwie do poprzedniego wyścigu, wiatr zaczął się skręcać w prawo, co jeszcze bardziej pogarszało naszą sytuację. Mimo to górny znak okrążyliśmy na 6. miejscu tuż za Bribonem i dwa miejsca przed załogą włoską. Na kursie z wiatrem surfowaliśmy odrobinę szybciej od naszych rywali, ale do kluczowej sytuacji doszło tuż przed „gatem” czyli dwoma dolnymi bojami. Żeglując prawym halsem dosłownie w ostatnim momencie, tuż przed lewym znakiem (patrząc w dół trasy) udało nam się zmusić do zwrotu na prawy hals hiszpański jacht i okrążyć boję przed nimi na czystym  wietrze. Tym razem załoga rosyjska spisała się dobrze i mimo późno rozpoczętego manewru, genaker wciągnięty został pod pokład bardzo sprawnie a fok i grot wybrany w momencie ostrzenia na wiatr. Czyli było tak jak powinno być za każdym razem!!!  Ostatnia halsówka to bardzo skoncentrowana i mądra żegluga, która pozwoliła nam okrążyć górny znak na 4 miejscu. Walczyliśmy o każdy metr, bo mieliśmy również szansę nadrobić stratę do Luna Rossy, która żeglowała na 8 miejscu. Na plecach czułem oddech Kiwi i jachtu portugalskiego Bigamist, który jest niezwykle szybki na kursach wolnych. Tym razem jednak to my byliśmy królami szybkości, trymerzy i grinderzy dali z siebie wszystko, aby jacht surfował na każdej fali. Ich mordercza praca pozwoliła nam przekroczyć metę na 4  pozycji, która dała nam awans na 6 miejsce w regatach.
Wygraliśmy tzw. drugą a właściwie trzecią grupę. Kiwi są niewątpliwie najlepszym zespołem, grupę drugą tworzą  Quantum, Team Origin, Matador i  Artemis z Paulem Cayardem za sterem, który miał szokujący ostatni dzień regat, zajmując końcowe miejsca w ostatnich trzech wyścigach!  All4one, Bribon, Cristabela, Bigamist, Luna Rossa i Synergy tworzymy tę grupę, która walczy o lokaty od 6 w dół.

Za 3 tygodnie ścigamy się ponownie w Cagliari.  Będą to już ostatnie regaty wchodzące w cyklu Audi MEDCUP 2010. Po 4 imprezach jesteśmy szóści, bez realnych szans na awans. Za nami jest natomiast bardzo ciasno i będzie to decydujące starcie.
Szkoda, że w Cartagenie nie wykorzystaliśmy wielu możliwości na dużo lepszy wynik, ale może w Cagliari w końcu unikniemy robienia podstawowych, prostych błędów i zaowocuje to dobrym rezultatem, przed zaplanowanymi na początek października mistrzostwami świata, które mają się odbyć w Walencji.
W międzyczasie wystartuję na 148 stopowym jachcie Saudade na Maxi Cup. Już w piątek lecę do Porto Cervo, gdzie od soboty trenujemy.

Pozdrawiam już z Łupstycha,

Karol Jabłoński

Wyniki po 4 imprezach:


Ten wpis został opublikowany w kategorii MedCup. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Możliwość komentowania jest wyłączona.