Louis Vuitton World Series – Nicea

Photo copyright: LouisVuittonTrophy.com

Od soboty rozegraliśmy zaledwie 20% zaplanowanych wyścigów i organizatorzy już teraz myślą poważnie nad zmianą formatu regat. Warunki wietrzne nie są żadnym zaskoczeniem dla nas, wszyscy spodziewali się bardzo słabych i zmiennych wiatrów albo uniemożliwiającego przeprowadzenie wyścigów bardzo silnego mistrala.
Duży wpływ na opóźnienie miała również piątkowa, potężna kolizja  jachtu sterowanego przez Sebastiana Cola ze statkiem komisji regatowej. Team techniczny reperował ponad 2 dni i dwie noce trzy metrową dziurę w burcie.
Dzisiaj po raz pierwszy dwie pary jachtów o 8 rano wypłynęły z portu na trasę regat. Niestety z zaplanowanych 4 flightów  odbył się tylko jeden, a my zmierzyliśmy się z Teamem New Zealand, który dotychczas wygrał 2 wyścigi. Mimo minimalnego falstartu udało nam się odrobić straty i pierwszy górny znak okrążyliśmy tuż przed naszymi rywalami. Pierwszy kurs z wiatrem zamienił się w ostrą połówkę, bo wiatr skręcił o ponad 70 stopni w prawo. Druga halsówka to prawie dryfowanie i szukanie szkwałów, siła wiatru spadała do 3 węzłów, ale wiedząc,  że komisja regatowa jest zdesperowana i nie przerwie wyścigu,  żeglowaliśmy maksymalnie skoncentrowanie. Staraliśmy się stale utrzymywać  sporą szybkość jachtu, co przy tak małym wietrze wymaga sporego wyczucia i ciągłej pracy żaglami. Dzięki temu, że wybraliśmy lepszą stronę halsówki, górny znak okrążyliśmy z przewagą ok. 100 metrów i po postawieniu genakera zmierzaliśmy w stronę mety, gdzie woda była jak szkło. Wszystkie szkwały przychodziły z tyłu i spodziewałem się tego najgorszego, co w takiej sytuacji może się stać. Zazwyczaj prowadzący jacht wpływa w strefę bez wiatru i zupełnie wytraca szybkość a jacht żeglujący z tyłu dostaje szkwał, nabiera szybkości i wyprzedza go. My zaparkowaliśmy dosłownie na 150 metrów przed metą, zderzyliśmy się ze ścianą bez wiatru, ale dystans ten był za duży, aby pokonać go na inercji. I stało się to co niestety przewidywałem, nasi rywale ominęli nas po nawietrznej a my nawet nie mogliśmy się bronić, bo nasza szybkość wynosiła 1 węzęł.

Photo copyright: LouisVuittonTrophy.com

Ostatnie sekundy tego wyścigu były bardzo bolesne, bo pożeglowaliśmy dobrze, zwycięstwo byłoby w pełni zasłużone i zdobylibyśmy bardzo ważny punkt. Wiadomo, że na końcu będzie bardzo ciasno a wygrana z TNZ byłaby bardzo cenna w przypadku rozstrzygania remisów, których nie da się uniknąć.
Mimo przegranej jestem bardzo zadowolony z dzisiejszego dnia. Załoga pokazała, że potrafi wykonywać wszystkie manewry czując oddech rywali na plecach. Z wyścigu na wyścig powinno być coraz lepiej, ale  do wygrywania z bardzo doświadczonymi i zgranymi zespołami jest jeszcze za wcześnie.
Zapraszam do śledzenia przebiegu regat na stronie http://www.louisvuittontrophy.com

Serdecznie pozdrawiam,
Karol Jabłoński

Ten wpis został opublikowany w kategorii Louis Vuitton Trophy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Możliwość komentowania jest wyłączona.