W sobotę z powodu bardzo silnego wiatru nie ścigaliśmy się ale za to w niedzielę wystartowaliśmy godzinę wcześniej, aby zmieścić się w ,,oknie pogodowym’’. Po południu prognoza ponownie zapowiadała sztorm, burze i spore opady deszczu.
Dla nas był to dzień jak co dzień, który zaczęliśmy już o 8 rano przygotowując jacht do wyścigu wybierając odpowiednie żagle. Cały ten proces może trwać ponad godzinę, ponieważ ważą one ok. 200 – 300 kg a przetransportowanie ich z dziobu jachtu na brzeg i odwrotnie jest bardzo pracochłonne.
Krótki wyścig pożeglowaliśmy poprawnie ale mieliśmy problemy ze zwinięciem genackera A 3, ponieważ pękła lina do rolowania, a cały mechanizm też nie wytrzymał bardzo dużych obciążeń przy wietrze około 23 węzłów. Musieliśmy zrzucić ten bardzo ciężki żagiel ręcznie, co było sporym wyzwaniem dla całej 26 osobowej załogi i wiązało się ze sporą stratą dystansu. Mimo to linię mety przekroczyliśmy ze sporą przewagą nad Swanem tej samej długości. Jak wspominałem już wcześniej, przelicznik czasowy nas ,,nie rozpieszcza’’ i dlatego nie zajęliśmy tu czołowego miejsca. Najważniejsze jest to, że właściciel jachtu jest bardzo zadowolony ze swojej nowej ,,zabawki’’.
Po wyścigu musieliśmy spakować wszystkie żagle i przygotować jacht do ,,podróży’’ na Majorkę, gdzie w stoczni jachtowej w Palmie będą przeprowadzone optymalizacje i różne naprawy.
Następne regaty dla tego jachtu będą na BVI na początku marca.
A ja już wróciłem do domu na dosłownie 4 dni, bo lecę do Newport na mistrzostwa świata w klasie Melges 32 a w drodze powrotnej wystartuję na ostatnich regatach klasy J 70 na jeziorze Bodeńskim.
Dzisiaj rano na parkingu na Okęciu pan z jego obsługi poinformował mnie, że nie było mnie 25 dni… niezły kierat, ale już niedługo sezon się skończy i nadejdzie czas na intensywne przygotowania sprzętu bojerowego i budowania formy fizycznej.