Szczęśliwego Nowego Roku!

Mimo bardzo ostrej zimy, w  grudniu udało mi się pożeglować tylko dwa dni na bojerze.  Niestety obecnie wszystkie jeziora zasypane są grubą warstwą śniegu i potrzebna jest kilkudniowa odwilż, aby warunki lodowe się poprawiły i możliwe było rozegranie pierwszych regat.
Te niskie temperatury sprawiły, że po raz pierwszy od wielu lat,  nasi zachodni sąsiedzi, Holendrzy i Duńczycy mają sporo zamarzniętych akwenów i trenują regularnie. Nie ukrywam, że zazdroszczę im takich możliwości do testowania sprzętu i ,,oblatania” się.
Na początku stycznia najprawdopodobniej trzeba się będzie wybrać w tamte strony, bo nic nie wskazuje na to, aby u nas śnieg stopniał w najbliższych dniach.  Do mistrzostw Europy, które są moimi głównymi regatami tego sezonu jest jeszcze sporo czasu. Regaty te zostaną rozegrane pod koniec lutego na Litwie. Zrezygnowałem ze startu na mistrzostwach świata, które odbędą się w połowie stycznia w USA. Podróżowanie z tak dużym ,,bagażem” w obecnych czasach jest bardzo skomplikowane i na dodatek  kosztowne.  Większość zawodników z Europy wysyła swój sprzęt dużo wcześniej i zabiera ze sobą ,,tylko” płozy i żagle. Ja po prawie czterech latach przerwy muszę  najpierw zadbać o to, aby mój  ,,pierwszy zestaw”  latał z porównywalną szybkością do czołowych żeglarzy. Całe szczęście, że nie muszę ich szukać gdzieś daleko za granicą, bowiem Michał Burczyński, Łukasz Zakrzewski i Adam Baranowski to medaliści ostatnich mistrzostw świata!  Z nimi to właśnie trenowałem przed kilkoma dniami na jeziorze Pluski koło Olsztyna a wcześniej na Niegocinie. Te dwa dni wspólnej żeglugi nie wypadły najgorzej ale  pokazały mi  co mam jeszcze do zrobienia. A o to przecież chodzi!
W tym bardzo zaawansowanym technologicznie sporcie przelicznik jest następujący, 10 godzin pracy przy sprzęcie przekłada się na 1 godzinę żeglugi. Wszyscy bojerowcy poświęcają wiele czasu na  ostrzenie  płóz. Celem jest uzyskanie odpowiedniego  kształtu ostrza.  Następnie ,,stoicki spokój;; wskazany jest podczas mierzenia tzw. równoległości dwóch bocznych płóz. Tu ,,diabeł tkwi w szczegółach” jak się mówi popularnie i dokładność wszystkich pomiarów wynosi dziesiąte części milimetra !!!!  Ta perfekcja przekłada się później na uzyskiwaną szybkość, bez której nawet najlepsi nie będą w stanie wygrać wyścigu.
Każdy z czołowych żeglarzy ma do dyspozycji wiele kompletów płóz, których używa według swego uznania  w zależności od warunków lodowych i temperatury powietrza, które przecież zmieniają się w ciągu dnia.  Różne profile ostrza, grubości i rodzaje stali  mają zagwarantować optymalną szybkość  bojera.  Ich odpowiednie przygotowanie pochłania dziesiątki godzin i tak na prawdę przydałby się taki ,,caddy  boy”, który troszczyłby się o ich stan przed i w trakcie trwania regat.
O prędkości bojera oprócz płóz decyduje kombinacja maszt – żagiel – płozownica, która dopasowana jest do wagi każdego zawodnika. Sporo czasu kosztuje testowanie tych trzech elementów i znalezienie optymalnego zestawu gwarantującego szybkie latanie w różnych warunkach wietrznych i lodowych. Znajomość własnego sprzętu, jego specyfiki i potencjału jest na wagę złota, ale jak już wspomniałem wcześniej, nie da się tego osiągnąć bez efektywnych treningów i testów szybkościowych. To jest zupełnie normalne w każdym technicznym sporcie, ale w mojej obecnej sytuacji dużym ułatwieniem byłby ,,kawałek” czystego lodu, najlepiej gdzieś w pobliżu.
Wszystko wskazuje jednak na to, że mój nowy sprzęt testować będę w ,,warunkach bojowych” tzn. podczas jakichś regat na zachód od Łupstycha :) .

Życzę wszystkim wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku 2011.

serdecznie pozdrawiam z Łupstycha,
Karol Jabłoński

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Możliwość komentowania jest wyłączona.