Zaplanowane na piątek i sobotę Mistrzostwa Europy nie odbyły się z powodu… dużego opadu śniegu.

Na nowe miejsce regat wyjechaliśmy z Łukaszem już o 5 rano. Temperatura – 17, spory wiatr i czyste błękitne niebo, na którym podziwialiśmy gwiazdy i księżyc. Chcieliśmy jak najszybciej być na lodzie, aby optymalnie ‘dostawić’ sprzęt w nowych warunkach. Obaj mamy nowe kadłuby i maszty, wiedzieliśmy, że  na  perfekcyjne dotrymowanie wszystkich elementów potrzebujemy sporo czasu. Przed mistrzostwami aura nas nie rozpieszczała i w sumie pożeglowaliśmy tylko kilka dni przy silnym wietrze i na gładkim lodzie.

Na 20 kilometrów przed miejscem regat  zaczęły pojawiać się chmury i powoli zaczął padać śnieg. Sprawdzał się jeden z ‘czarnych scenariuszy’ prognozy pogody, którą czytałem poprzedniego dnia. O 8 rano byliśmy już na lodzie, który był  pokryty 5 cm warstwą białego puchu, wiał bardzo silny wiatr a temperatura wynosiła -13 stopni.  Potężne płaty padającego śniegu nie zwiastowały nic dobrego. Wróciliśmy do oddalonej o 10 km małej przydrożnej restauracji, w której wcześniej zjedliśmy doskonałe śniadanie. Około 11 ‘szefostwo’ podjęło decyzję o odwołaniu regat a my wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do Karlskrony, aby zdążyć na prom. Po 20 minutach jazdy zaczęło świecić piękne słońce i ani śladu po chmurach i śniegu….

Niestety, za taki bardzo frustrujący przebieg Mistrzostw Świata i Europy całej winy nie można zrzucić na pogodę. Przed regatami analizując dokładnie prognozy w Europie  doradzałem organizatorom i informowałem ich, że jedynie akweny na zachodzie Szwecji dają dużą szansę na rozegranie mistrzostw. Moim pierwszym wyborem była Estonia, a dokładnie wyspa Saareema, gdzie temperatury w ciągu dnia, dobry lód i wiatr zapowiadały dobrą rywalizacje. Mazury, a dokładnie jezioro Śniardwy w momencie podejmowania decyzji jeszcze ‘pływały’, do tego bardzo duże mrozy wykluczały nasz ulubiony akwen z rywalizacji o miejsce mistrzostw. Co prawda Zatoka Okartowska była zamarznięta, ale  tylko kwestią czasu było powstanie długich pęknięć, które podzieliłyby ten i tak mały akwen i uniemożliwiły przeprowadzenie regat.

Nie wiem na co ‘szefostwo’ IDNIYRA liczyło i czym się kierowało, sprowadzając na jezioro Hjalmaren koło Orebro ponad 200 żeglarzy lodowych. Wiadomo było,  że wiatru będzie tam jak na lekarstwo a cienka warstwa śniegu przy tęgich mrozach i dużej wilgotności będzie jak gips.

Frustrujący i deprymujący jest fakt, że błędne decyzje podejmowane przez ‘szefostwo’ na poziomie amatorskim  absolutnie nie odzwierciedlają profesjonalnego przygotowywania się wielu zawodników do  mistrzostw a wręcz DEGRADUJĄ bojery. Setki godzin przepracowanych na siłowni i przy optymalizacji sprzętu, spore środki finansowe poświęcone na zakup nowych żagli, płóz, płozownic, masztów i kadłubów, nie wspomnę o kosztach związanych z wyjazdami na treningi i regaty, to prawdziwy obraz naszego sportu. ‘Latamy’ na bojerach bo kochamy to wspaniałe uczucie dużej szybkości, tę adrenalinę i wyjątkowy smak rywalizacji.  Tylko gdzieś musi być równowaga, bo jej brak zwiastuje katastrofę, która prędzej czy póżniej się wydarzy.

Quo Vadis bojery ? …

pozdrawiam już Łupstycha,
Karol Jabłoński

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bojery. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Możliwość komentowania jest wyłączona.